Urszula Zimny i Joanna Szewczyk zajęły 4. miejsce w kat. KK w rozegranych w ostatni weekend Górskich Ekstremalnych Zawodach na orientację. Na szóstej pozycji w kat. MM zakończyli tę dwudniówkę Bogdan Rycerski i Mariusz Plesiński. Zapraszamy do przeczytania relacji z zawodów przygotowanych przez Ulę i Bogdana.

Tekst: Urszula Zimny
Górskie Ekstremalne Zawody na Orientację od zawsze darzę dużym sentymentem, bo to właśnie podczas jednej z pierwszej edycji tych zawodów, 7 lat temu, zaczęła się moja przygoda z bieganiem na orientację. Chociaż tegoroczny start był moim piątym, a dla Jonki szóstym, pierwszy raz startowałyśmy razem w jednym zespole.
Bardziej malowniczego miejsca na organizację biegu nie można było wybrać, przez cały czas towarzyszył nam niesamowity widok na całą panoramę Tatr, a kiedy biegłyśmy w kierunku wschodnim, na tle lasu można było podziwiać szczyty Trzech Koron. Na pogodę też nie mogłyśmy narzekać, mimo porannego mrozu przez cały dzień świeciło słońce, a ziemia pozostawała lekko zmrożona, więc w zasadzie obyło się bez taplania w błocie.

Kategoria KK zorganizowana była po raz drugi, startowało dziewięć ekip i w porównaniu do zeszłego roku poziom był bardzo wysoki – trzy zespoły dziewczyn, które wygrały były naprawdę mocne, ale jak to się mówi: „Lepiej przegrać z lepszym, niż wygrać ze słabszym.”
Pierwszego dnia miałyśmy do pokonania trasę liczoną w linii prostej na 21,9 km, a do zebrania 11 punktów, z których już na początku odpuściłyśmy jeden (45), za który kara czasowa była 30 minut. Znajdował się on w trudno dostępnym terenie, więc w przypadku błędu namierzenie go zajęłoby nam o wiele więcej niż pół godziny. Niemniej na trasie i tak popełniłyśmy kilka błędów, które kosztowały nas sporą stratę. Sama trasa była bardzo przyjemna, w większości biegłyśmy drogami i tylko raz musiałyśmy pokonać strome podejście. Pierwszy etap zakończyłyśmy na 4 miejscu z przewagą 2 minut przez dziewczynami z zespołu NK.

Drugi etap liczony był na 13,1 km, do zebrania 7 punktów – tym razem w obowiązkowej kolejności. W przeciwieństwie do pierwszego dnia teren był bardziej zróżnicowany, kilka punktów na konkretnych górkach, nie obyło się też bez skakania przez płot. Z wyborem wariantów przebiegów i nawigacją poszło nam o wiele lepiej niż poprzedniego dnia, ale niestety straciłyśmy naszą dwuminutową przewagę, bo ostatecznie na metę dotarłyśmy trzy minuty po naszych rywalkach.
Zawody i tak uważamy za udane i za rok na pewno znów pojawimy się na starcie.
A tak GEZnO 2011 wspomina Bogdan Rycerski:
Kolejne GEZnO za nami i kolejny raz podejście na dobry wynik….nieudane. Są takie imprezy do których chętnie się wraca bo:… super trasy, świetna ekipa Orgów, zawsze ciekawy teren i zawsze jest coś do osiągnięcia np. dobry wynik (patrz pudło). GEZnO jest taką właśnie imprezą, do której zawsze chętnie wracam jak również która zawsze pokazuje mi „miejsce w szyku” i uczy coś nowego, nie inaczej też było w tym roku. Przyjazd dzień wcześniej około godziny 21:30 nie dał możliwości podziwiania pięknych okolic Pienin Spiskich. Zerknięcie za okno odpowiedziało tylko na pytanie jaka będzie pogoda, a wychodzące za wzgórza słoneczko napawało optymizmem.
W sobotę o godzinie 7:50 rozdano startującym mapy, a o 8:00 liczna grupa uczestników X edycji rajdu GEZNO ruszyła na trasę. Trasa w pierwszy dzień według organizatorów dla kategorii MM miała liczyć około 27km. Po wybraniu wariantu ruszyliśmy w trasę, już pierwszy punkt usytuowany jakieś 400m od bazy na końcu strumienia dał do zrozumienia, że nie będzie to bieg po zbyt płaskim terenie. Start zlokalizowano na wysokości około 580m npm. Organizatorzy postarali się aby suma przewyższeń była odpowiednia, a punkty usytuowane były m.in. na szczytach takich jak: Cycków Wierch 895m npm, Hołowiec 1035, Halcynia 731, Nad Księży Gąszcz 750 oraz na stoku Kuraszowskiego Wierchu 1038. Nasz wariant to kolejno PK: 43, 44, 42, 45, 46, 51, 47, 50, 49, 37, 40, 32, 39, 35, 34, 33, META (patrz [download id=“13”]) Poza drobnym uchybieniem w okolicy PK 44 oraz 47 (w sumie naokoło 5–7min.) nie zrobiliśmy żadnych nawigacyjnych błędów, nawet PK 37, który okazał się przysparzać najwięcej kłopotów zrobiliśmy bezbłędnie. Sama trasa w pierwszy dzień naszym wariantem wyniosła 41,5 km z około 2500m przewyższenia. Dla nas ludzi z nizin była stosunkowo wymagająca pod względem trudności i obrania optymalnego wariantu. Czas 6h i 6minut i 5 miejsce dawało lekki niedosyt, a było to spowodowane niedyspozycją Mariusza z powodu niewyleczonego przeziębienia.

Drugi dzień to handicap na trasie wg. obowiązkowego przebiegu, w kategorii MM trasa liczyła około 23km i 14PK (patrz [download id=“14”]). Ten etap był już walką ze stromymi podejściami i wymagającymi zejściami o które postarali się organizatorzy na przebiegach między punktami. Jak to stwierdziłem „zaliczyliśmy chyba wszystkie możliwe szczyty po północnej stronie Łapszy Niżnych”. Mariusz w drugi dzień ubrał zwykłe Asics w których biega po ulicy co skończyło się tym, że kilkakrotnie zjechał na tyłku po stromych i mokrych stokach i poobijał sobie trochę cztery litery. Niemal połowę trasy pokonaliśmy wraz z kolegami z „Team 360”, którzy ostatecznie zajęli III miejsce (wielkie gratulacje dla Marcina i Dawida), dogonili nas przed 3PK (tracili po I etapie 3 minuty, a de facto 2min. na handicapie), po 8PK Marcin w swoim stylu obrał „autorski” wariant i po chwili koledzy zniknęli w krzakach i mówiąc wprost „odjechali nam”. Błąd na 7PK kosztował nas 30’ kary co ostatecznie przesądziło o 6 lokacie. Czas drugiego dnia 4h41minut + 30 minut kary. Trasa według przebiegu to 30,5km i około 1800m przewyższenia.

W sumie po dwóch etapach czas łączny 10h i 47min + 30minut kary co w sumie dało VI miejsce w stawce 36 zespołów które wystartowało, a 27 które ukończyło w kategorii MM, jest to wynik nie najgorszy, ale moje osobiste oczekiwania i plany były nieco inne. I nawet fakt że w kategorii MM było sporo znanych „nazwisk” oraz jak stwierdził Remik Nowak w przeddzień wieczorem „…to chyba się zanosi na nieoficjalne Mistrzostwa Polski…” nie zmienia tego. Po raz kolejny była szansa na pudło i poraz kolejny składowa kilku drobnych elementów zdecydowała że stało się inaczej. Do pozytywów zaliczam udany test butów Saucony ProGrid Razor, które jak dla mnie sprawdziły się na ocenę 4+ (a to tylko dlatego nie na 5 bo bieżnik raczej nie predysponuje ich do biegania w takim terenie jaki był na GEZnO) oraz fakt że ostatecznie przekonałem się na plus do użytkowania skarpet biegowych CEP.
Kolejny mój planowany start to Nocna Masakra a potem zobaczymy co wyniknie z kalendarza.
