Do Sierakowa wybrałem się w przeddzień zawodów, żeby sprawdzić trasę rowerową i dobrze się wyspać przed wyścigiem. Spotkałem kilku znajomych triathlonistów – już kilkanaście osób kojarzę – no i zeszło się nie tylko na rowerze, ale także obeszliśmy trasę biegu. Do spania pozostało mi raptem 7 godzin, lepsze to niż 4 godziny w zeszłym roku przed zawodami w Suszu.
Wiedziałem, że łatwo nie będzie i miałem nadzieję, że przerzutki w mojej kozie nie zawiodą. Trasa rowerowa była bowiem bardzo interwałowa z wieloma podjazdami, nieosłonięta lasem więc mocno zawiewało, jak zwykle na rowerze w twarz. Na szczęście dało się także odczuć siłę wiatru w plecy, przy prędkości 58–59 km/h.
W wodzie na początku było rześko, dlatego też skrócono trasę do 0,9 km, ale po 100 metrach zacząłem łapać oddech i spokojny rytm. Przepłynąłem w czasie prawie 18 minut tracąc do najlepszych już 4 minuty. Trochę straciłem w przebieralni nie mogąc zrzucić pianki, ale na rowerze od samego początku wyprzedzałem rywali.
Rowerem pokonywaliśmy 4 pętle. Już na drugiej poczułem ból w nodze, jakby skórcze. Sporo więc piłem i jadłem. Jakoś dotrwałem do końca, choć bolało coraz bardziej. Czas w miarę w porządku w porównaniu do rywali. W Suszu straciłem ok. 30 minut do dobrych zawodników, a w Sierakowie do tych samych już tylko 5 do 1 minuty.
Na bieg ruszyłem pełen werwy, ale ból w nodze zelżał dopiero po 4 km. Liczyłem, że bardzo trudna trasa będzie moim atutem: sporo podbiegów, piachu i korzeni. Męczyłem się jednak straszliwie do samej mety.
Zająłem 12 miejsce, 4 w kategorii wiekowej.
Zdjęcia:
Leszek Furmann
Piotr Lesiecki