W ramach treningowych przygotowań do Mistrzostw Świata postanowiłem wystartować 18.08 w zawodach cross triatlonowych w Międzybrodziu. Tomek Frączek gdy zobaczył mnie na liście startowej zadzwonił i namówił na start w Mocarnym Zbóju — Mistrzostwach Polski Amatorów w cross triathlonie rozgrywanych w Niedzicy w sobotę 11.08. To był mój pierwszy start w triathlonie — dyscyplina bardzo podobna do adventure racing — wprawdzie brak nawigacji, ale za to tempo i intensywność dużo większe.
Na start zostaliśmy przewiezieni statkiem do przystani w Czorsztynie gdzie rozpoczęliśmy zmagania. Dystans do pokonania wpław podany przez organizatora to 1 km — z Czorsztyna do plaży w Niedzicy — odległość okazała się jednak trochę większa. W ostatnim czasie nie pływałem wcale i pokonanie tej odległości było WYZWANIEM, starałem się więc nie utopić i jakoś dobrnąć na drugą stonę (nikt mi nie powiedział że można płynąć bez roweru :). Ponieważ od samego rana padał deszcz i było chłodno (moja ulubiona pogoda rajdowa) woda w jeziorze wydawała się dość ciepła. Według moich szacunków płynąłem gdzieś w trzydziestce stawki mając za sobą tylko kilka osób. Po wyjściu z wody zmiana na rower — nie miałem pełnej pianki więc przepak był bardzo szybki (to też element, który na rajdach AR trzeba udoskonalać). Trasa rowerowa (MTB) zaczynała się od długiego podjazdu do stanowiska sędziów a następnie po pokonaniu trzech pętli wytyczonych wokół góry Cisówka powrót tą samą drogą do strefy zmian.
Dystans do pokonania na rowerze to 36 km, pętla bardzo szybka — drogami szutrowo-kamienistymi z samymi podjazdami i zjazdami — praktycznie bez odcinków płaskich. Na pierwszym okrążeniu udało mi się wyprzedzić 9‑ciu zawodników, na drugim 3‑ch, a na ostatnim 7‑miu — to już były częściowo duble. Niestety cały czas jechałem sam nie mając okazji “pociągnąć” się za lepszym zawodnikiem. Na końcu ostatniego okrążenia dogonił mnie Tomek (byłem przekonany że jest gdzieś z przodu), uciekł mi na zjeździe lecz na dojeździe do strefy zmian zdążyłem go wyprzedzić zachowując “czyste konto” na etapie rowerowym. W strefie ku mojemu zaskoczeniu stało tylko siedem rowerów — oznaczało to całkiem niezłą pozycję. Po rowerze bieg — do pokonania 10 km ze sporym przewyższeniem. Trasa w terenie — częsciowo szlak turystyczny, reszta to leśne ścieżki, bardzo błotniste. Ciągle padał deszcz więc warunki były bardzo trudne. Musieliśmy wbiec na grzbiet Cisówki i po okrążeniu góry wrócić na metę. Do połowy trasy sytuacja nie zmieniała się — biegłem dość spokojnie, kilkadziesiąt metrów za mną Tomek.
Za półmetkiem “skończyło mi się paliwo”. Kilka ostrych podbiegów, podejść i tempo spadło. Tomek utrzymał rytm i bez problemu mnie wyprzedził. Po ponownym dotarciu na szczyt góry przyspieszyłem lecz Tomek był już za daleko by go dogonić, próbowałem jeszcze złapać zawodnika, którego Tomek zdążył minąć, ale zabrakło kilometra na dojście. Byłem bardzo zadowolony ze startu (miejsc nie znaliśmy) choć można było wycisnąć z siebie więcej — to nowe doświadczenie i inna specyfika zawodów niż AR. Po zawodach ciepła kwaśnica i chleb ze smalcem, który zniknął ze stołów w kilka minut. Puchary i dyplomy wręczała miejscowa zbójecka grupa rekonstrukcyjna, strzelając na wiwat z pradawnych pistoletów. Ogromnym zaskoczenim było dla mnie, gdy herszt bandy wyczytał moje nazwisko — Maciej Mierzwa — Mistrz Polski w Cross Triatlonie w katogorii M40. Tomasz zdobył taki sam tytuł w kategorii M50. W generalnej klasyfikacji zajęliśmy 5 i 7 miejsce. Był to bardzo udany start, a dla mnie nowe doświadczenie i świetny trening przed zbliżającymi się Mistrzostwami Świata. Jeśli czas pozwoli za rok na pewno pojawię się na tej imprezie — gorąco polecam.