Tekst: Darek Poślednik Na Rajd Konwalii każdy z nas wybierał się z innym nastawieniem. Grupa zebrała się naprawdę duża – praktycznie cały TRAILteam z Poznania. Obstawiliśmy zarówno trasę RELAX, jak i MEDIUM. Na trasie MEDIUM pobiegła duża grupa, dla której te zawody miały mieć charakter treningu, oczywiście z Remikiem w roli nawigatora. Ja z Patrykiem od razu założyliśmy, że biegniemy na swoje konto. Po wielu weekendowych treningach z mapą organizowanych przez Remika w okolicach Poznania przyszedł czas na sprawdzenie swoich możliwości. Wsiadamy do autobusu, który ma nas zawieźć do Bronikowa na starty trasy MEDIUM. Po kilku uwagach organizacyjnych przekazanych przez Marka Gallę dostajemy w końcu mapy. I to jakie ! Na jednym arkuszu podstawowa mapa do trekkingu 1:50 000 oraz 1:15 000 na ponad 6km odcinek BnO. Dodatkowo zoom wybranych PK z etapu trekkingowego, powiększone na mapie do BnO. Generalnie świetny pomysł. Co prawda pobieżna analiza etapu BnO zasiała ziarno niepewności, które przerodziło się w kiełkującą myśl, że może jednak tę część biegu zaliczę z Remikiem … ale ostatecznie ambicja wzięła górę. Tym bardziej, że tak po cichu, nieoficjalnie chcieliśmy z Patrykiem spróbować pokonać Remika i jego grupę. Oni mieli biec treningowo, ale z założenia się nie gubiąc – my chcieliśmy nadrabiać tempem, mając świadomość że jesteśmy dopiero początkującymi nawigatorami. No to startujemy. Tak naprawdę to nie zakładaliśmy wspólnego biegu, ale jakoś tak naturalnie wyszło, że ruszyliśmy na trasę razem. W końcu za 3 tygodnie debiutujemy w parze jako TRAILteam Poznań na Mountain Touch w Pieninach !. Dobiegamy w grupie do lasu. Wszyscy biegną prosto do leśniczówki, ale my wiemy, że TRENER patrzy na nas – więc żeby go nie zawieść ścinamy w las. W końcu tego nas uczył. Dwie przecinki i wyprzedzamy część grupy. Przez pole na azymut lecimy w stronę PK1, gdzie od razu przechodzimy na „piętnastkę”. Tutaj miła niespodzianka – treningi z Remikiem na mapach do BnO naprawdę przyniosły efekty – analizujemy mapę w biegu widząc rzeczy, które jeszcze pół roku były dla nas „niewidzialne”. Delikatnie wyrzuca nas za PK D, ale robimy szybką korektę i wchodzimy na punkt. Wszystko wydaje się takie proste – trochę granicami kultur, trochę ścieżkami, trochę na azymut. Może nie idealnie, ale zgodnie z planem. Trochę czasu tracimy przy PK B na podmokłej łące. O ile na punkt wchodzimy bez najmniejszych problemów, to przy wyborze dalszego przebiegu robimy błąd. Uderzamy na północ w stronę lasu, żeby stamtąd przebić się przez Samicę. Tutaj niestety wyszedł nasz brak doświadczenia. W lesie orientujemy się, że idąc tą trasą będziemy zmuszeni przeprawić się przez mokradła w najszerszym miejscu. Cofamy się na pd-zach i wyrzuca nas trochę za daleko przy stawach. Nie ma wyjścia. Tutaj już musimy się przeprawić. Pierwsza próba nieudana – zamulone dno za bardzo przypomina mi o stresujących przygodach z ostatniego treningu w okolicach Skoków. Cofam się i szukam przejścia parę metrów dalej. Patryk proponuje „z pewną dozą nieśmiałości” żeby rzucić się na drugą stronę, ale jakoś ten pomysł nie bardzo przypadł mi do gustu. Mijający czas zaczyna nas naprawdę DENERWOWAĆ. Wchodzę do wody i … okazuje się, że to dno wcale nie jest takie grząskie. Parę szybkich ruchów i jesteśmy na drugiej stronie. Trochę szkoda straconego czasu. Szybka analiza mapy i wiemy, że wyrzuciło nas na wschód od PK A. Zawracamy. Są ślady starego ogrodzenia – to musi być tutaj. Musi i JEST. Zaczynam się dziwić, skąd my to wiemy. DUŻA FRAJDA. Prosty przebieg na PK2, gdzie mijamy ludzi z HADESu. Został im jeszcze jeden punkt z BnO – my przestawiamy się na 50-tkę i lecimy w stronę PK3. Biegniemy przez pola na azymut i kątem oka zauważamy jakąś grupę z tyłu pod lasem. NASI ! Remik, Sylwia, Maciej, Seba. Trochę zwalniamy – oczywiście dumni z siebie, że udało nam się zrobić BnO przed nimi. Biegniemy chwilę w grupie, ale za torami stwierdzamy, że wracamy na „swoje”. Trochę przyspieszamy i kiedy chwilę później obracamy się – nikogo już nie ma. Znaczy się Remik pobiegł na azymut przez las. My postanawiamy tak nie ryzykować. Zgodnie z planem wzdłuż granicy kultur przebijamy się do ścieżki prowadzącej w stronę Leśniczówki Koczury. Przy PK4 znajdujemy numer startowy zgubiony przez Łukasza Nowackiego „Bigosa”. Rozczarowani, że nie jesteśmy pierwsi (taki żart) ruszamy dalej. Teraz najprostszy przebieg na trasie. Prosto na PK5. Dochodząc z małymi problemami do PK6 mijamy się z grupą „idących” dziewczyn. Czy my biegniemy tak wolno ? Chwilę później ze zdziwieniem spotykamy … grupę Remika ! Czyli wracamy do naszej cichej rywalizacji. Przynajmniej tak nam się wydawało. O ile jeszcze na PK9 mieliśmy kontakt, to przebieg do PK10 rozwiał nasze nadzieje. Teoretycznie przebieg wybraliśmy dobry, tylko wrzuciło nas za bardzo w mokradła. Po niemałej walce w końcu obchodzimy to miejsce lasem po warstwicach – czemu nie wpadliśmy na to wcześniej ? Źli na siebie i rozkojarzeni dość długo szukamy PK10. Ta część biegu jest w naszym wydaniu najsłabsza. Wbijamy się złą drogę i kiedy po lewej stronie zauważamy między drzewami jakieś jezioro już wiemy, że wyrzuciło nas w stronę Leśniczówki Papiernia. Parę zakrętów i wbiegamy na właściwą przecinkę – z mapy wynika, że PK11 w obniżeniu terenu musi być na wysokości górki. Idealnie. JEST. Tu spotykamy Sebę, który odłączył się od grupy Remika. Potwierdza tylko to, czego się spodziewaliśmy – Remik jest dobre 30min przed nami. No cóż. Uzupełniamy wodę i ruszamy. W drodze na PK12 spotykamy grupkę Natalii i Bogusi z trasy RELAX. Robimy sobie mały piknik – kabanoski, napój z pianką o złocistym kolorze (dzięki Patryk !) – czysta przyjemność. Nie wiemy o tym, że na mecie do pierwszej piątki zabraknie nam ok. 30min. Gdybyśmy wiedzieli to raczej nie robilibyśmy takich przerw. Przebijamy się dalej między jeziorami
(na szczęście wejście w przesmyk między jeziorami było oznaczone lampionem) i dobiegamy w końcu do J. Wieleńskiego. Długi przebieg dookoła jeziora decydujemy się zrobić wzdłuż linii brzegowej, zaliczając po drodze wszystkie plaże i ośrodki – wzbudzamy niemałe zainteresowanie. Ciekawy kontrast. Wymoczone panny w strojach kąpielowych zalegające na kocykach i … brudni od błota, spoceni i wymęczeni kolesie. W końcu docieramy na plażę. Bez słów od razu idziemy do sklepu po lody i colę. A czas leci … . Chwila rozmowy, pakujemy się do kajaków i ruszamy. Na jeziorze okazuje się, że Patryk zapomniał karty a ja zostawiłem na brzegu butelkę coli. Jest naprawdę gorąco. Siłą woli powstrzymuję się przed piciem wody z jeziora, kończy się na kulturalnym oblizywaniem co chwilę moczonych rąk. Dodatkowo Patryk okazuje się naprawdę mocny w wiosłowaniu i ciągle mi odpływa. W zasadzie etap kajakowy był chyba najsłabszy z całej imprezy. Nawigacyjnie prosty jak drut. Po prostu młócenie wody. Dla nas o tyle dobre było to, że tu w końcu wyprzedzamy grupę dziewczyn , które spotkaliśmy przy PK6. Mam nadzieję, że one nie szły cały czas, bo to nie najlepiej świadczyłoby o naszym tempie. Zmniejszamy też różnicę do grupy Remika, z którą spotykamy się na wodzie. Etap kajakowy daje nowe doświadczenia, trzeba w kajaku rozluźniać nogi bo zaczynają chwytać skurcze. No i trzeba było wykorzystać tę godzinę na wodzie na picie i jedzenie. Skończyło się tak, że na brzegu opróżniliśmy całą colę i z pełnymi brzuchami ruszyliśmy na ostatni etap. Ostatnie punkty w zasadzie bez problemów, po drodze minęliśmy sporo osób z RELAXU – przy okazji wystawiając im punkty. Ruszając w stronę Moch wiemy, że jak się sprężymy to będziemy na mecie z czasem poniżej 10h. Zaczyna się walka. Trochę podkręcam tempo (z zaskoczeniem stwierdzam, że nie mam z tym większych problemów – czyli zapas jest) i mobilizując Patryka biegniemy przez pola. Po drodze uprawa truskawek, na które tylko rzuciłem okiem i chwilę później patrząc na zegarek wbiegamy na metę. Jest. 9:58h. W sumie taki czas zakładałem jako minimum. Jednak mały żal zostaje. Gdybyśmy trochę sprawniej nawigowali, trochę szybciej biegli i nie robili długich przerw to zakręcilibyśmy się koło czołówki. No może w okolicach 3 miejsca, bo Mariusz Plesiński z TRAILteamu wygrał z czasem 7:36h !!!. Nie zmienia to faktu, że zaczynamy nawigować coraz lepiej. Treningi z Remikiem zaczynają przynosić naprawdę efekty. Dodatkowo biegnąc razem uzupełnialiśmy się i w ten sposób uniknęliśmy większych błędów. W sumie na całej trasie zrobiliśmy 64km, co przy planowanych 60km jest mega dobrym wynikiem (przynajmniej dla nas). Jestem jeszcze ciekaw jaki dystans wyszedł Remikowi ? My mamy satysfakcję z coraz lepszego nawigowania. Inni mogą cieszyć się w wyników. Sylwia zajęła 1 miejsce w klasyfikacji kobiet na trasie MEDIUM. Paweł zajął 2 miejsce na trasie RELAX. Tak czy inaczej gratulacje za ukończenie i za walkę należą się wszystkim. Wyniki zawodników TRAILteamu: Trasa MEDIUM 1. Mariusz Plesiński 6. Remik Nowak 8. Sylwia Seide (1. wśród kobiet) 11. Maciej Piechowiak 12. Patryk Szymański 12. Dariusz Poślednik 32. Zbigniew Bednarczyk 32. Aleksandra Bednarczyk (8. wśród kobiet) Trasa RELAX 2. Paweł Górczyński 39. Bogumiła Kęcik (17. wśród kobiet) 65. Jakub Runowski Pełne wyniki: http://rajdkonwalii.pl/?p=wyniki