Prawie byłem na podium. Różnica polega na tym, że na własne życzenie je straciłem.
Startu w Nocku 2012 w zasadzie nie planowałem. Propozycję rzucił Seba i po krótkim namyśle stwierdziłem, że w zasadzie… Trasa około 30km, impreza w godzinach nocnych – idealny trening z mapą. Ciekawa wydawała się formuła biegu. Na mapie zaznaczonych było w sumie 45 punktów. Trzy z nich były punktami startowymi A, B i C i tylko one były pewne. Kolejne punkty (w sumie 16) ujawniały się dopiero na trasie po znalezieniu punktów startowych. Żeby bieg był jeszcze bardziej atrakcyjny organizator wprowadził start interwałowy (odstęp 2min) oraz dodatkowy rzut kostką przy starcie. W ten sposób każdy zespół losował, który z punktów startowych miał zaliczyć w pierwszej kolejności. Efekt? Pomimo 29 zespołów (70 osób) praktycznie całą trasę biegłem sam. Klimatu imprezie dodawała mgła, która momentami utrudniała nawigację.
Nawigację utrudniała też trochę mapa, co prawda w skali 1:10 000, ale czarno-biała i formatu 60x70cm. Spora płachta.
Od samego początku biegło mi się dobrze. Na prostych odcinkach trzymałem średnie tempo w granicach 5 min/km. W zasadzie pierwszych dwanaście punktów zaliczyłem w miarę bezproblemowo. No, może poza małym zamieszaniem w okolicach PK29, gdzie na moje szczęście punkt wystawili mi przypadkiem Łukasz z Michałem (Łukasz wygrał Nocka 2011). Po chwili chłopacy zniknęli i znowu zostałem w lesie sam. Kolejne punkty i długi przelot na ostatni punkt startowy C. Dobiegając do punktu zobaczyłem za sobą dwa światła, które niepokojąco szybko się poruszały. Wchodzę na punkt, spisuję kolejne punkty kontrolne i po chwili dobiegają … Łukasz z Michałem. To spotkanie naprawdę mnie zaskoczyło. Był 23km. Czas w okolicach 2:50h. A przecież Łukasz miał walczyć o wygraną. Biorąc nawet poprawkę na to, że z pierwszej pętli zostawiłem sobie na koniec PK4, to nawet jeśli dołożyłbym 10min i tak miałem realne szanse z nimi powalczyć. Kolejne dwa punkty zaliczamy niby osobno, ale jednak w zasięgu wzroku. Z PK42 wybiegamy razem. 25km trasy. Do końca zostaje teoretycznie około 7–8km. Zaczynam czuć adrenalinę. Ale „prawie czyni różnicę”. Prawie walczyłem do końca, bo różnicę zrobiłem na beznadziejnym przebiegu do PK8. Nawet nie wiem jak, ale wyrzuca mnie gdzieś na wschód od punktu. Na przebiegu widziałem jak chłopacy znikają gdzieś po lewej, ale to zignorowałem. To był błąd. Łukasz jest ode mnie dużo lepszym nawigatorem i to powinno dać mi do myślenia. Nie dało. Na zaliczeniu PK8 tracę około 20min. Ale najgorsze mnie dopiero czekało. Szybki przelot na azymut na PK3. Łapię ścieżkę na południe i napieram w stronę Osady Leśnej i dalej w stronę PK5. Nie mam jeszcze świadomości, że przebiegam jakieś 500m od PK27, który zostaje w tyle. Wchodzę na PK5, liczę czas i wychodzi, że powinienem wylądować na mecie z czasem w okolicach 4:20–4:30h. Biorąc pod uwagę wtopę przy PK8 i tak nieźle. Chowając kartę startową rzucam na nią przelotnie okiem i … już wiem, że zaliczyłem naprawdę WTOPĘ. Po drodze zapomniałem zaliczyć PK27!. To oznacza, że zamiast biegu na południe prosto do mety czeka mnie około 4km wycieczka w drugą stronę. Siada mi psycha. Ja siadam. Humoru nie poprawia mi nawet Grześ w czekoladzie. No, ale przecież nie skapituluję. Zrezygnowany ruszam na północ. Nawet las zaczyna ze mną walczyć. Kończy się ścieżka i walczę z krzakami. Przelatuję skręt na punkt o jakieś 500m za daleko i spędzam kolejne minuty analizując układ linii energetycznej. W końcu się lokalizuję, zaliczam punkt i walcząc z niechęcią marszobiegnę w stronę mety.
Łukasz z Michałem zajmują 2 miejsce. Ostatecznie tracę do nich 1 godzinę ! Czas 5:17.
Mało tego tracę też miejsce na podium przegrywając ze Staszkiem Kaczmarkiem o 10min. No cóż, trzeba było przełknąć gorzką ślinę. Za głupie błędy trzeba płacić.
Na 5 miejscu docierają na metę Seba z Michałem.
W imprezie w sumie wzięło udział 29 zespołów. Wszystkie punkty zalicza 21 zespołów.
Nocka 2012 wygrywają z czasem 4:09 chłopaki z ON-SIGHT.
No cóż, może w przyszłym roku będzie okazja się odegrać.