No i jest koniec maja. Data, która jeszcze do niedawna wydawała się tak odległą, jeszcze tyle czasu było do startu — jesień, zima, wiosna… A to już teraz, za dwa dni zmierzymy się z trasą Biegu Rzeźnika, jednego z najtrudniejszych długodystansowych biegów górskich w Polsce.
Myśl o tym, by wystartować w Rzeźniku pojawiła się w naszych głowach już jesienią 2011 roku, podczas zawodów GEZnO, ale pomysł upadł tak szybko, jak się pojawił. Rok później już całkiem realnie podjęłyśmy decyzję, żeby wystartować. Przekonałyśmy się, że stanowimy zgraną ekipę i bardzo dobrze nam się razem biega, co więcej bez jakiś większych przygotowań pokonałyśmy tę dość wymagającą trasę i osiągnęłyśmy całkiem dobry wynik (II miejsce w KK). A może by tak trochę przytrenować i przebiec razem Rzeźnika? Moja partnerka, Asia Szewczyk, ukończyła BR w 2011 roku z czasem 12:03, ja dwa lata temu przeszłam Kierat, więc wiedziałyśmy, że się da.
Starty w cyklu biegów górskich Grand Prix Krakowa skutecznie motywowały mnie całą zimę do przemierzania wzdłuż i wszerz ścieżek Lasku Wolskiego, gdzie spędzałam większość mojego czasu wolnego. Do tego doszedł konkretny trening, w tygodniu standardowo Lasek, bieganie do znudzenia wokół Błoń (zwykle nudzi się przy 4 okrążeniu, oczywiście po trawie/śniegu/błocie – w zależności od akurat panujących warunków), interwały, wyskoki, siłownia. Weekendy mijały na całodziennych turach narciarskich w Tatrach, a jak śnieg już stopniał długie wybiegania z plecakiem m.in. w Gorcach i Ojcowskim Parku Narodowym, gdzie w ramach treningu z początkiem maja wystartowałam w półmaratonie górskim.
Już w piątek Bieszczady zweryfikują ile dały te przygotowania, mamy nadzieję, że pogoda jednak się poprawi i nie będzie padać. Bieganie w deszczu nie zostało uwzględnione w planach treningowych…
Ulo Zet powodzenia!:))) rok temu podczas Rzeźnika, siedzialysmy przy kawie na Brackiej…:)
Biegnij, Ula, biegnij!