Przepiękne góry, niesamowite biegowe święto i moc pozytywnych emocji ze strony kibiców — ten krótki opis przychodzi mi do głowy, gdy myślami wracam do Cortina Trail. Trasa o długości 46,5 km i przewyższeniu +1980 metrów była jedną z dwóch do wyboru podczas odbywających się już po raz siódmy międzynarodowych zawodów The North Face Lavaredo Ultra Trail we włoskich Dolomitach. Niespotykanie trudne, jak na tę porę roku, warunki pogodowe (30 cm nowego śniegu w wyższych partiach gór) zmusiły organizatorów do zmiany oryginalnej trasy obu biegów. Długość ultramaratonu skrócono ze 118 km do 85 km. Długość Cortiny zmianie nie uległa, zmniejszyło się tylko przewyższenie — z +2500 m do +2000 m.
To był już mój drugi start w Dolomitach i po raz drugi przekonałam się dlaczego chcę wracać i biegać w tych górach. Zarówno przyroda i krajobrazy, jak i niesamowici kibice, dopingujący każdego biegacza z typowym włoskim temperamentem powodują, że chce się tu biegać. Emocje na linii startu tak dużego biegu też robią swoje — ponad 600 biegaczy i biegaczek z 35 krajów czekających na sygnał do biegu i niezapomnianej przygody. Dla mnie zawody potoczyły się nadspodziewanie dobrze, o wiele lepiej niż bym sobie mogła wymarzyć jeszcze tydzień przed startem. Założyłam sobie, że pobiegnę swoim tempem, tak jak mi podpowiada organizm. Start miał być też bardzo spokojny, inaczej niż dotychczas. I tak — moim tempem — biegło mi się bardzo dobrze. Gdy na pierwszym punkcie odżywczym (18 km) usłyszałam, że jestem pierwszą kobietą bardzo się ucieszyłam, ale jednocześnie starałam się aby nie poniosły mnie emocje. To przecież nie był nawet półmetek. Kryzys dopadł mnie około kilometra 30, ale dałam radę go zwalczyć i biegłam dalej myśląc, że za chwilę usłyszę za sobą kroki następnej dziewczyny. O tym, że mogę wygrać zaczęłam myśleć dopiero na ostatnim trawersie i 6‑kilometrowym zbiegu do mety. Starałam się jeszcze trochę podkręcić tempo, choć nie było to łatwe bo skurcze w nogach dawały się już bardzo we znaki. Całe szczęście kilku zawodników biegnących przede mną motywowało, żeby nie odpuszczać. Ostatni kilometr przez miasteczko do mety na rynku w Cortina d’Ampezzo stał się moim ulubionym odcinkiem po asfalcie, jaki dotychczas przebiegłam.
Za rok chciałabym wrócić do Cortiny. Trasa, jeśli wróci do swojego oryginalnego przebiegu, jest podobno jedną z najpiękniejszych jakie można przebiec w Dolomitach. Cinque Torri, Passo Giau i Tre Cime czekają…
Zdjęcia: Piotr Kosmala, Riccardo Selvatico — The North Face® Lavaredo Ultra Trail/Cortina d’Ampezzo